Przeglądam kilka lat temu wydane rozmowy Barbary Łopieńskiej z polskimi pisarzami, naukowcami i publicystami; czytam z uwagą i wielkim zainteresowaniem, znajdującą się mniej więcej w połowie, rozmowę z Jerzym Pilchem i zawiedziony jakością pytań ani odpowiedzi nie jestem. Barbara Łopieńska, dziennikarka m.in. Res Publiki Nowej (zmarła tragicznie pięć lat temu), znana była z odważnych, przenikliwych, a przez to niezwykle frapujących pytań. Już na drugiej stronie przechodzi do sedna, czyli do literatury; szczególnie interesuje ją problem pierwszego zdania. Pytanie jest, rzekłbym, uzasadnione podwójnie: raz – jest czytelniczo atrakcyjne, dwa – rozmówcą jest jego mistrz. Autor Innych rozkoszy – dowiadujemy się nieco dalej – przywiązany jest do niego również czytelniczo:
„Zawsze miałem zwyczaj – co dotyczyło pisarzy, o których nie miałem pojęcia – że brałem książkę i czytałem pierwsze zdanie”.
Pilch wysoko stawia Płatonowa i cytuje nawet z pamięci pierwsze linijki opowiadania Człowiek, istota nieznana:
„Natura nie obdarzyła Fomy Puchowa zbytnią czułostkowością: na trumnie żony krajał gotowaną kiełbasę, przegłodziwszy się na skutek nieobecności gospodyni”.
Akurat Płatonow – że dodam coś od siebie, choć znam go powierzchownie – miewał lepsze początki, ale wypada się zgodzić z czcigodnym autorem, że Rosjanie na ogół dobrze zaczynali. Dobre pierwsze zdanie miewał Tołstoj, niezłe jest pierwsze zdanie Obłomowa; poza Rosją wirtuozem budowania zapierających dech zdań był Schulz. Oto jak rozpoczyna Sanatorium Pod Klepsydrą:
„Nazywam ją po prostu Księgą, bez żadnych określeń i epitetów, i jest w tej abstynencji i ograniczeniu bezradne westchnienie, cicha kapitulacja przed nieobojętnością transcendentu, gdyż żadne słowo, żadna aluzja nie potrafi zalśnić, zapachnieć, spłynąć tym dreszczem przestrachu, przeczuciem tej rzeczy bez nazwy, której sam pierwszy posmak na końcu języka przekracza pojemność naszego zachwytu”.
W sztuce układania kunsztownych zdań – nie tylko pierwszych – biegły był też Wieniedikt Jerofiejew (rzecz dziwna, że Pilch tego nie odnotowuje).Wieniczka pił nieustannie, i wszystko siłą rzeczy, łącznie z pisaniem, robił na gazie; jeśli nie pił, o ile było to w ogóle możliwie, najpewniej o piciu właśnie myślał. Tak jest, autor poematu Moskwa-Pietuszki był z pewnością we władaniu alkoholu. Z pewnością jednak był też we władaniu języka. Pierwsze zdanie, słynnego poematu, (który Andrzej Drawicz słusznie określił jako arcydzieło rosyjskiej prozy), i zdania kolejne, wiele mówią o Jego rytmie zdania, i Jego finezyjnej, mocno rozpoznawalnej, frazie. Sporo też mówią, a przynajmniej mówić powinny, czytelnikom: Tez o głupocie, piciu i umieraniu i Pod Mocnym Aniołem.
„Zawsze miałem zwyczaj – co dotyczyło pisarzy, o których nie miałem pojęcia – że brałem książkę i czytałem pierwsze zdanie”.
Pilch wysoko stawia Płatonowa i cytuje nawet z pamięci pierwsze linijki opowiadania Człowiek, istota nieznana:
„Natura nie obdarzyła Fomy Puchowa zbytnią czułostkowością: na trumnie żony krajał gotowaną kiełbasę, przegłodziwszy się na skutek nieobecności gospodyni”.
Akurat Płatonow – że dodam coś od siebie, choć znam go powierzchownie – miewał lepsze początki, ale wypada się zgodzić z czcigodnym autorem, że Rosjanie na ogół dobrze zaczynali. Dobre pierwsze zdanie miewał Tołstoj, niezłe jest pierwsze zdanie Obłomowa; poza Rosją wirtuozem budowania zapierających dech zdań był Schulz. Oto jak rozpoczyna Sanatorium Pod Klepsydrą:
„Nazywam ją po prostu Księgą, bez żadnych określeń i epitetów, i jest w tej abstynencji i ograniczeniu bezradne westchnienie, cicha kapitulacja przed nieobojętnością transcendentu, gdyż żadne słowo, żadna aluzja nie potrafi zalśnić, zapachnieć, spłynąć tym dreszczem przestrachu, przeczuciem tej rzeczy bez nazwy, której sam pierwszy posmak na końcu języka przekracza pojemność naszego zachwytu”.
W sztuce układania kunsztownych zdań – nie tylko pierwszych – biegły był też Wieniedikt Jerofiejew (rzecz dziwna, że Pilch tego nie odnotowuje).Wieniczka pił nieustannie, i wszystko siłą rzeczy, łącznie z pisaniem, robił na gazie; jeśli nie pił, o ile było to w ogóle możliwie, najpewniej o piciu właśnie myślał. Tak jest, autor poematu Moskwa-Pietuszki był z pewnością we władaniu alkoholu. Z pewnością jednak był też we władaniu języka. Pierwsze zdanie, słynnego poematu, (który Andrzej Drawicz słusznie określił jako arcydzieło rosyjskiej prozy), i zdania kolejne, wiele mówią o Jego rytmie zdania, i Jego finezyjnej, mocno rozpoznawalnej, frazie. Sporo też mówią, a przynajmniej mówić powinny, czytelnikom: Tez o głupocie, piciu i umieraniu i Pod Mocnym Aniołem.
***
„Wszyscy powiadają: Kreml, Kreml. Od wszystkich o nim słyszałem, a sam nie widziałem go ani razu. Ileż to już razy (z tysiąc) na gazie, albo na kacu przemierzałem Moskwę z północy na południe, z zachodu na wschód, z jednego końca na drugi, na wylot i na oślep – ale Kremla nie widziałem nigdy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz