wtorek, 15 września 2009

Siedemnaście - trzy - cztery - siedemnaście - jeden - dwadzieścia trzy - cztery - siedem - siedem - siedem - osiemnaściee


W ostatnim numerze  Przeglądu Politycznego (nr 95\2009) poruszający artykuł Włodzimierza Paźniewskiego o Wieniediktcie Jerofiejewie. Obecność autora Nocy Walpurgi w piśmie o ideach dziwi nieco mniej po uprzedniej, powierzchownej nawet lekturze, umieszczonego na pierwszej stronie, spisu treści.

Cztery zaledwie lata młodszy od Wieniczki Paźniewski tak o nim pisze we wstępie:

"Wszystko zaczęło sie jesienią dwudziestego czwartego października 1938 roku na stacji kolejowej o dziwnej nazwie Pojakonda, gdzieś na rosyjskiej Dalekiej Północy. Dokładnie w momencie, gdy przejeżdzał przez nią pociąg dalekobieżny, w zabudowaniach dworcowych w rodzinie miejscowego kolejarza pojawiło się na świecie niemowle płci męskiej, którego pierwszym doznaniem było sapanie i gwizd parowozu oraz oddalający się stukot kół. Od tej pory podróż miała stać się isotnym przeżyciem duchowym Wieniedikta Jerofiejewa, ponieważ nigdzie nie potrafiły go zatrzymać na dłuzej ani miejsce, ani tymbardziej równie niepewne adresy. Stale był w drodze, traktując po trosze własne istnienie jak jazdę bez bagażu i ważnego biletu kolejowego."

W swoim nieśmiertelnym poemacie Moskwa-Pietuszki Wieniczka też jest w drodze. Od stacji pierwszej do   o s t a t n i e j , między pierwszym, drugim i  piątym, a sto dwudziestym piątym kilometrem, tyle jest rozpaczy, samotności,  tyle goryczy, bólu i przestrachu, ile tylko jest w stanie pomieścić rosyjska dusza.

Poemat  "(...) może w naiwnym odbiorze  sprawiać wrażenie rwącego potoku bezładnej, alkoholicznej maligny" napisał przed laty bodaj największy znawca dwudziestowiecznej literatury rosyjskiej, Andrzej Drawicz, po czym dodał:  "To jednak pozór. W istocie mamy do czynienia z kunsztowną, wielopiętrową parabolą (...) z opowieścią o bezwyjściowości  rosyjskiego losu, wpisanego w obwód zamknięty, z którego ucieczką jest tylko pijaństwo, ale i ono prowadzi do nikąd". (poniżej  cytuję obszerny fragment poematu ściśle o tym mówiący).

Nie inaczej rzecz widzi Włodzimierz Paźniewski. Szczególnie jednak interesujące jest jego spojrzenie na tytułową podróż: MoskwaPietuszki:

"Odległość jaka dzieli  Dworzec Kurski od Pietuszek to moskiewska via Dolorosa (droga cierpienia, droga krzyżowa P.J), zaś mijane po drodze przez bohatera powieści przystanki, przypominają jako żywo kolejne stacje Męki Pańskiej i są do nich czytelnym nawiązaniem lub aluzją. (...) Każdy człowiek, niezależnie jak układa się jego życie, ma swój własny i należący tylko do niego, całkowicie sprywatyzowany Dworzec Kurski, na którym wszystko się zaczyna i nic nie kończy; i na każdego, nawet,  gdy o tym nie wie lub długo nie przyjmuje tego do wiadomości, czeka gdzieś jego własna i niepowtarzalna stacja Pietuszki (...).


    ***

"W Rosji wszyscy wartościowi ludzie, wszyscy, których potrzebował kraj  wszyscy chlali jak świnie".

I dalej:

   "Najlepsi ludzie Rosji! A dlaczego pili? A z rozpaczy! Bo byli porządni! Bo nie mogli ulżyć ludu! Lud jęczał w jarzmie nędzy i ciemnoty. Proszę poczytać Dymitra Pisariewa! Właśnie piszę:
lud nie może sobie pozwolić na sztukamięs, a wódka jest tańsza, więc rosyjski chłop pije właśnie dlatego, z nędzy! Na książkę pozwolić sobie nie może, bo na targu nie ma ani Gogola, ani Bielińskiego! Tylko wódka, monopolowa i prywatna, rozlewna i na wynos! Dlatego pije! z ciemnoty!
    I jak tu nie rozpaczać, jak nie pisać o chłopie, jak go nie ratować, i jak samemu się nie schlać z rozpaczy! Socjaldemokrata pisze i pije; pije, jak pisze. A chłop nie czyta i pije; pije nie czytając. Więc Uspieński się wiesza, Pomiałowski kładzie się pod ławką w knajpie i zdycha, a Garszyn z przepicia rzuca się głową w dół..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz